W sobotę 16 grudnia w bezledzkiej hali sportowej odbyły się I Otwarte Mistrzostwa Samorządów Regionu Bartoszyckiego w Halowej Piłce Nożnej o puchar Wójta Gminy Bartoszyce. Przy okazji imprezy prowadzona była zbiórka na rzecz Szlachetnej Paczki – na wsparcie tej pięknej idei udało się zebrać ponad 900 zł.
W turnieju zwyciężył zespół Połączonych Sił Gmin Górowskich. Z racji tego, że w założeniu miała być to zabawa w piłkę, to i w takim stylu opiszę nasze występy; będzie to oczywiście relacja całkowicie subiektywna i jak najbardziej tendencyjna.
Jako pierwsi na naszej drodze stanęli gospodarze. W eksperymentalnym (czytaj: bierzemy, kogo popadnie) składzie zagraliśmy pierwszy raz, i jak by to powiedział Dariusz Szpakowski – była to nasza najsłabsza pierwsza połowa w tym meczu, a i druga też. Czyli nie szło. Dwa razy gmina Bartoszyce wychodziła na prowadzenie i dwa razy Grzegorz Danilewicz wykonywał swój popisowy numer, czyli: zwód w polu karnym w lewo, ominięcie leżącego bramkarza połączone z jego zdeptaniem i strzał do bramki. O ile w pierwszym przypadku to Ryszard Siebieszuk jako ostatni wsadził nogę, to za drugim razem Grzegorz sam wykończył akcję i uratował remis.
Kolejnymi przeciwnikami byli samorządowcy z miasta Bartoszyce, którzy nieco wcześniej wysoko pokonali sępopolan. Tu już w naszej grze zaczęło dziać się nieco lepiej. Zabawa zabawą, ale wygrać chciał każdy. Temperatura wzrosła, parkiet jęczał, trup słał się gęsto, nikt nie brał jeńców, sędziowie mieli pełne gwizdki roboty i po pierwszej połowie przegrywaliśmy 0:1. Jeszcze goręcej zrobiło się w drugich dziesięciu minutach, kiedy Eryk Cybulski doprowadził do wyrównania i końcówka wskazywała na ponowny podział punktów. W amerykańskich filmach jest tak, że najważniejszy strzał pada w ostatniej sekundzie. Niestety, był to film polski i całą dramaturgię szlag trafił: najważniejszą bramkę Górowo strzeliło już trzy sekundy przed ostatnim gwizdkiem, czyli było prawie bez emocji. Nie podam nazwiska strzelca, ale dodam, że akcja była koncertowa i wystarczyło mi tylko dostawić nogę – tak jak kropkę na końcu tego zdania. Należy zaznaczyć, że w tym meczu pewną arytmią wykazał się górowski bramkarz Bogdan Pacewicz, który dał się pokonać tylko raz, a w pozostałych trzech meczach wyciągał piłkę z siatki raptem po dwa razy.
Później był Sępopol. Tu już szło od samego początku i po pierwszych dziesięciu minutach wynik był przesądzony. Wygraliśmy 6:2. Kluczem do tego zwycięstwa była długa i wyrównana ławka – poprzez częste zmiany i ostre tempo po prostu zabiegaliśmy rywali. Najważniejszym wydarzeniem meczu był gol naszej Elizy Ziajło (a każdy zespół miał obowiązek wystawić w składzie przynajmniej jedną panią) i była to jedyna bramka w całym turnieju zdobyta przez kobietę. Najwyraźniej nie spodobało się to Erykowi Cybulskiemu, który w następnym meczu podjął próbę znokautowania Elizy piłką. Próba zakończyła się pełnym sukcesem: po otrzymaniu pomocy z rąk ratowników medycznych Eliza odśpiewała kilka kolęd, później Bogurodzicę, a na koniec zobaczyła światło w tunelu, zaczęła rozpoznawać kolory, dni tygodnia i twarze kolegów z drużyny.
A ten ostatni mecz trzeba było wygrać. Wcześniej Bisztynek przez długi czas grał z miastem Bartoszyce dla nas. Kiedy wydawało się, że remis utrzyma się do końca (co by już wtedy nam dawało duży komfort), w ostatniej minucie bartoszyczanie zdobyli gola z rzutu karnego i w tym momencie to oni byli mistrzami. Musieliśmy więc pokonać Bisztynek. Górowianie rzucili się na przeciwnika jak rozjuszony byk na podmęczonego torreadora, który tego dnia miał już kilka corrid za sobą. Mecz ułożył się tak, że już w pierwszej połowie wygrały go trzy Rafały. Najpierw trafił Rogowski, później dwukrotnie Narkiewicz, a wspomagał ich dzielnie Gajdamowicz (żeby w przyszłości uniknąć takich sytuacji, należałoby chyba wprowadzić zakaz występowania w jednej drużynie więcej niż dwóch osób o tym samym imieniu). Później dołożył jeszcze Grzegorz Błocki – jak by to fachowo ujął sam Jose Mourinho – „El gigante palucho” (tłumaczenie z portugalskiego: „z dużego palca”) i po ostatecznym zwycięstwie 7:2 górowianie mogli się zastanawiać nad przyszłą rehabilitacją medyczną. Bo ostateczny bilans jest następujący: dwa stłuczone biodra, sześć obitych łokci, dziesięć skopanych piszczeli, kilkanaście naciągniętych ścięgien i mięśni, dwa podejrzenia naciągnięcia więzadeł krzyżowych, jedna stłuczona twarz damska, dziewięć kobiet zdenerwowanych, że ich faceci uciekli na całą sobotę od przedświątecznych porządków oraz tradycyjne deklaracje, że jesteśmy już na to za starzy i że to był nasz definitywnie, nieodwracalnie i ostatecznie ostatni turniej. Czyli pewnie do zobaczenia kolejnym razem!
Daniel Zimniak
Drużyna połączonych sił gmin górowskich
Stoją od lewej: Rafał Narkiewicz, Grzegorz Błocki, Eryk Cybulski, Daniel Zimniak, Grzegorz Danilewicz. Poniżej: Rafał Gajdamowicz, Rafał Rogowski, Eliza Ziajło, Bogdan Pacewicz i Ryszard Siebieszuk
0 komentarzy